Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Samochody elektryczne - przyszłość motoryzacji czy marginalna ciekawostka [wideo, zdjęcia]

Mirosław Dragon
Mirosław Dragon
Elektro Moto Show 2021 w Dobrodzieniu
Elektro Moto Show 2021 w Dobrodzieniu Mirosław Dragon
Podczas niedawnego Electro Moto Show czołowe marki samochodowe prezentowały swoje modele elektryczne oraz hybrydy. Do zakupu samochodu elektrycznego zachęca również rząd, dając dotację z programu „Mój Elektryk”, ale jest kilka aspektów, które hamują rozwój elektromobilności.

Kierowcy samochodów elektrycznych mają wiele przywilejów: mogą wjeżdżać na buspasy, za darmo parkują, w wielu miastach mogą wjechać w ścisłe centrum, gdzie auta kopcące z rury wydechowej mają zakaz wjazdu. Od tego roku w Polsce ruszył program „Mój Elektryk”, w ramach którego można od 18.750 do 27.000 zł dotacji.

Wielu ekspertów motoryzacyjnych prognozuje, że do 2040 r. co drugi samochód będzie napędzany elektrycznie, a w drugiej połowie XXI wieku większość aut na drogach to będą elektryki.

Na razie jednak to tylko prognozy, a na polskich drogach widok samochodu elektrycznego ciągle jest rzadkością. Jednak praktycznie niemal każda marka samochodowa wprowadziła na rynek przynajmniej jeden model samochodu elektrycznego. Łącznie jest już ponad 100 modeli elektryków.

Jedenaście z nich zaprezentowano na Electro Moto Show 2021 w Dobrodzieniu: Volkswagen ID.4, BMW iX3, BMW 330e, Fiat 500, Ford Mustang, Peugeot 208, Peugeot 3008, Citroen e-C4, Kia e-Niro, Kia e-Soul i Kia Sorrento.

Organizatorami Electro Moto Show są: salon Dobroteka, firma Doktorvolt, Europe Direct Opole oraz Opolskie Centrum Rozwoju Gospodarki.

Czy w przyszłości elektryki zastąpią auta z silnikami spalinowymi, jak przewiduje część ekspertów motoryzacyjnych?

- Uważam, że zbliża się koniec silnika spalinowego. Przyszłością są albo samochody elektryczne, albo napędzane wodorem. Ja też przesiadłem się do elektrycznej Hyundaia - mówi Zbigniew Maleska z firmy Doktorvolt. - Rozwój samochodów elektrycznych cały czas jednak hamuje zbyt mała liczba ładowarek. Między Opolem, Strzelcami Opolskimi i Kluczborkiem jest czarna dziura pod tym względem.

Jest kilka aspektów, które hamują rozwój elektromobilności: zasięg samochodów elektrycznych, ich cena, problemy z ładowaniem, brak samochodów używanych.

Zasięg ma nie tylko telefon, ale i samochód elektryczny

O co chodzi z zasięgiem auta? O to, jak daleko można zajechać autem bez ładowania baterii. Oficjalnie większość producentów deklaruje, że nawet 500-550 kilometrów. Nieoficjalnie, że tak naprawdę 350-450 km. Wiele zależy od stylu jazdy.

- Im więcej wciskania pedału gazu, szybkiej jazdy, tym szybciej wyczerpie się bateria. Czyli tak samo jak z tradycyjnymi autami, które spalają dużo więcej paliwa przy kierowcach z „ciężką nogą”. Wszystko, klimatyzacja i ustawianie fotela wyczerpuje baterię – mówią Michał Chądzyński z salonu Ford Frank-Cars w Częstochowie.

Producenci ciągle ulepszają baterie. Już niemal każdy elektryk ma system rekuperacji. Kiedy zdejmujemy nogę z gazu, samochód odzyskuje energię z jadącego auta i podładowuje baterię.

Podczas jazdy elektrykiem cały czas jednak trzeba kontrolować wskaźnik zużycia baterii. I tak zaplanować podróż, żeby zdążyć do najbliższej stacji ładowania. Ładowarek do samochodów z roku na rok jest coraz więcej: są na parkingach przy autostradach oraz na stacjach paliw. Tyle że zatankowanie paliwa do samochodu trwa najwyżej 2-3 minuty, za zatankowanie elektryka może trwać nawet 7,5 godziny.

Tyle trwa załadowanie baterii do pełna. Są także superbaterie (tzw. Supercharger), które ładują do pełna baterie w nieco ponad pół godziny, ale są rzadkością. To motoryzacyjne minielektrownie, które muszą mieć własną stację transformatorową. Superchargery w całej Polsce są zaledwie w dziewięciu miejscach!

- Rzadko jednak ktoś musi podładować baterię z samochodzie od zera do 100 procent. Zazwyczaj chodzi o to, żeby podładować. Jadąc elektrykiem, na pewno trzeba zaplanować podróż. Sprawdzić, gdzie jest po drodze jest ładowarka i przy niej zaplanować dłuższy postój i np. zjeść obiad – mówi Kacper Kordowski z salonu BMW Frank-Cars w Częstochowie.

Amerykańska Tesla ma nawet specjalną opcję w nawigacji, gdzie po wprowadzeniu trasy doradza, gdzie się zatrzymywać i na jak długo, żeby móc podładować baterię w aucie.

Dotyczy to oczywiście tylko długich tras. Na co dzień rzadko jeździmy dalej niż 400 kilometrów. Główny Urząd Statystyczny policzył, że przeciętny kierowca w Polsce robi codziennie 27-37 kilometrów. Przy takich odległościach auto można naładować nawet w domu!

- Większość nowych samochodów elektrycznych można naładować nawet przez zwykłą wtyczkę, ale to trwałoby ponad dwie doby. Dlatego produkujemy Wall Boxy, czyli mobilne stacje ładowania, które można zamontować w domu. To koszt 1300-1500 zł, a dzięki temu po powrocie do domu zawsze można podładować baterię – mówi Zbigniew Maleska z firmy Doktorvolt.

Zapowiadana jest dyrektywa Unii Europejskiej, nakładająca na deweloperów obowiązek instalacji stacji ładowania. Jest jednak i druga strona tego medalu. Pobór prądu może wzrosnąć nawet o 40-50 procent, a na to polskie elektrownie nie są na razie gotowe.

Niemiec płakał, jak sprzedawał. Kiedy zapłacze nad elektrykiem?

Dużym hamulcem rozwoju samochodów elektrycznych w Polsce jest także ich cena. To że elektryki są droższe od aut z silnikiem spalinowym, to jedna sprawa. Ale nawet jeśli to się zmieni (eksperci prognozują, że po upowszechnieniu się samochodów elektrycznych koszt ich produkcji spadnie o 20-30 procent), to jeszcze większy problem w tym, że na rynku praktycznie nie ma używanych elektryków. A trzeba pamiętać, że w Polsce ponad 70 procent nowych samochodów to samochody służbowe, kupowane przez firmy.

Przeciętny Polak kupuje używane auto, sprowadzane często z Zachodu. Stąd wyśmiewane powiedzenie niektórych handlarzy aut: „Niemiec płakał, jak sprzedawał!”.

- W naszym dziale samochodów używanych nie ma jeszcze elektryków, to są jeszcze zbyt nowe modele, u nas są w sprzedaży od 2019 r. – mówi Sylwia Laskowska z Auto Lellek Group w Opolu.

Na stronie internetowej jednego z największych opolskich autokomisów w wyszukiwarce nie ma nawet do wyboru napędu elektrycznego, można tylko zaznaczyć wyszukiwaniu benzynę, diesla albo LPG.

W internetowych serwisach motoryzacyjnych można jednak już znaleźć używane elektryki. Sześcioletnia Kia Soul kosztuje 39 tysięcy zł, trzyletni Volkswagen e-Golf 47 tysięcy zł, a pięcioletni Nissan Leaf 52 tysiące zł.

Nie wiadomo, jak długowieczne będą samochody elektryczne, a w Polsce to bardzo ważne pytanie, ponieważ średni wiek kupowanych przez Polaków używanych aut wynosi ponad 12 lat.

- O samochodach elektrycznych jest teraz głośno, ale w salonach nadal najpopularniejsze są auta spalinowe. Przeszkodą w upowszechnianiu się elektryków na pewno jest cena – mówią przedstawiciele salonów motoryzacyjnych.

Dla przykładu: Volkswagen ID.4 kosztuje od 160 tysięcy zł, podczas gdy podobnego spalinowego Volkswagena Tiguana można kupić już za 120 tysięcy zł. Elektryczny 350-konny Ford Mustang kosztuje 303 tysiące zł, podczas gdy kultowy model z 5-litrowym silnikiem V8 250 tysięcy zł. Citroen e- C4 to koszt 137 tysięcy zł, a benzynowy C4 w salonie można kupić już za 90 tysięcy zł.

Samochody elektryczne są niestety droższe od spalinowych. Na zakup elektryka można jednak dostać dotację. Dotacja rządowa z programu Mój Elektryk wynosi 18.750 zł. Dla posiadaczy Karty Dużej Rodziny (minimum trójka dzieci na utrzymaniu) dofinansowanie wynosi jeszcze więcej, bo 27.000 zł. Niektóre salony (np. koreańska Kia) za zostawienie starego auta w rozliczeniu, dają upust 7500 zł.

- Warto także pamiętać, że koszty eksploatacji samochodów elektrycznych są dużo mniejsze. Na niektórych stacjach można baterię załadować za darmo. Paliwa za darmo nigdzie nie zatankujemy. W Opolu na placu Wolności koszt ładowania to 56 groszy za kilowatogodzinę. Pełna bateria to zatem koszt 30-35 zł. Baku za taką kwotę nie napełnimy! – mówi Bartosz Małecki z salonu Citroen WiW w Opolu.

Mustang wciska w fotel, a citroen ma efekt latającego dywanu

Samochody elektryczne są droższe od tradycyjnych jednak również dlatego, że są dużo lepiej wyposażone. Na razie są niszą, klienci decydując się na elektryka, chcą mieć coś wyjątkowego.

- W elektrycznym Fiacie 500 przycisk do otwierania drzwi jest ze sportowego Maserati! – mówi Radosław Żurak z salonu Auto Tim Janeczek w Opolu.

W elektrycznym Fordzie Mustangu jest nawet imitacja ryku silnika V8, puszczana z głośnika! Ale wciskające w fotel przyśpieszenie jest takie samo. Ba, nawet lepsze, ponieważ elektryki osiągają wysoki moment obrotowy już po uruchomieniu auta. Tutaj nie trzeba rozgrzewać silnika, elektryczne auta przyspieszają błyskawicznie.

- Ford Mustang to potwór, spalinowy czy elektryczny. To legendarny model. Kiedy zamówiliśmy trzy samochody, to nie zdążyły dojechać do salonu, a już były sprzedane! – uważa Michał Chądzyński z salonu Ford Frank-Cars w Częstochowie.

Luksusowe wnętrze Volkswagena ID.4 zaprojektował Tomasz Bachorski, projektant z Polski. Citroen ultrakomfortowym systemem zawieszenia, który nazywa „efektem latającego dywanu”.

Elektrykami jeździ się więc luksusowo, ale na razie drożej od samochodów z silnikiem spalinowym. Sprzedaż samochodów elektrycznych rośnie, ale nadal stanowią margines. W Polsce aktualnie zarejestrowanych jest ponad 27 tysięcy elektryków i hybryd. To niecałe 0,1 procenta wszystkich samochodów jeżdżących po polskich drogach. Na razie więc elektryki są modną, ale jednak niszą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Samochody elektryczne - przyszłość motoryzacji czy marginalna ciekawostka [wideo, zdjęcia] - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na olesno.naszemiasto.pl Nasze Miasto